środa, 2 września 2009

Z r. Nachmana

"Wierz w coś"
Jest lepiej być głupkiem który wierzy we wszystko niż być tak mądrym, że nie wierzy się w nic.
Jeżeli wierzysz we wszystko, niektóre z twoich przekonań mogą być głupotą ale z pewnością wierzysz także w prawdę.
Jednak kiedy człowiek jest zbyt mądry i nie wierzy w nic może zacząć od ośmieszania głupoty i absurdu ale może łatwo skończyć stając się tak sceptycznym wobec wszystkiego, że zaprzeczy nawet prawdzie.
Sichot Haran #103

czwartek, 6 sierpnia 2009

słowa mistrza

Jak niektórzy z Was wiedzą, zawodowo zajmuję się management consulting. Praktycznie oznacza to, że najczęściej pomagam firmom wybrnąć z różnych kłopotów, reorganizować się, restrukturyzować, usprawniać, tworzyć nowe oddziały, linie produkcyjne itp.

Czasem napotykam sytuacje, które sprawiają, że czuję jakbym znalazł się na Marsie.
Niektóre są bardzo pouczające. Człowiek powinien uczyć się całe życie więc do każdego doświadczenia podchodzę ze stosowną pokorą.

Od piątku powoli i pokornie trawię jedno z takich zupełnie unikatowych doświadczeń.
Będę chyba zbierał wypowiedzi mistrza. Bo tak powinienem nazywać autora

Mistrz powiedział:
"Trzeba otwarcie powiedzieć, że jest źle, że znowu znaleźliśmy coś co jest źle, nawet gdy nie mamy rozwiązania"

Trawię sobie i myślę. Myślę i myślę i próbuję wejść w skórę mistrza by pojąć jego logikę
"Jeżeli jestem tym od znalezienia rozwiązania i powiem klientowi że coś kolejnego jest źle ale rozwiązania nie mam, to klient na pewno się ucieszy!"
Wot tak!

Mistrz powiedział:
"To klient powinien testować nowe oprogramowanie a nie programiści."

I znowu trawię sobie i myślę. Myślę i myślę i próbuję wejść w skórę mistrza by pojąć jego logikę.
"Należy oddawać klientowi nieprzetestowane oprogramowanie - przyzwyczaił się do szajsu więc dla niego żadna różnica, a my będziemy mieli problem z głowy" (na najbliższy tydzień)

WOW!
Minął tydzień a ja ciągle jestem pod wrażeniem.

Jakby to skomentować....
W sumie bardzo się cieszę bo jeżeli więcej jest takich przypadków to parnuse będę miał na długo.

A po co ja to piszę?
A bo jak sobie czasem pofilozofuję to widzę, że da się to wszystko objąć i podsumować jako
dwie naczelne zasady, które rządzą biznesem w Polsce ( a może i nie tylko w Polsce )

Zasada Naczelna nr 1:
"PO CO ROBIĆ DOBRZE SKORO MOŻNA ROBIĆ ŹLE"

Zasada Naczelna nr 2
"PO CO ROBIĆ SKORO MOŻNA NIE ROBIĆ"

Amen

czwartek, 9 lipca 2009

Mojsze Rabejnu cd.

Wrócę do tematu nieszczęsnego Mojsze Rabejnu właściwie nie tylko tylko po to by go zakończyć.
Ku mojemu zaskoczeniu temat zrobił się nagle aktualny.
Ale po kolei...

Jak pamiętamy z poprzedniego odcinka, że Mojsze rusza by zrealizować nakaz Najwyższego, misję swojego życia i wraca do Micraim.

Podsumowując sytuację: W Egipcie pojawia się Obcy, zupełnie sam, nieznany "człowiek znikąd" (tadam, tadam, akcja zostala zawiązana)
Kim jest Ten tajemniczy przybysz? Ktoś go pamięta? Rodzina, koneksje?
Nikt nie zna tego starca, nikt nie wie jakie ma koneksje. (tadadam, tadadam)

W zasadzie temat nadawałby się na akcję powieści historycznej, sensacyjnej albo fantasy ale .... niestety się nie nadaje.

Nasz bohater nie nadaje się na herosa. Jest starym człowiekiem. Na karku ma 80tkę. Niezależnie od długowieczności swojego rodu nie da się ukryć, że jest w wieku, w którym człowiek powinien odpocząć i zająć się funkcjami reprezentacyjnymi a nie gonić po świecie w świętej misji.

Tak więc Mojsze Rabejnu znalazł się w Micraim, w świętej misji, mając za oparcie Słowo Haszem ale ...bez jakiegokolwiek  innego wsparcia.
Najprawdopodobniej w Micraim nie było już nie ma nikogo kto pamiętałby go z młodości. Gdyby go ktoś zapytał o rodzinę, mógłby oczywiście wskazać na szlachetne pochodzenie i powołać się na swoją siostrę ale z jakiegoś powodu Tora o tym milczy.

Można się domyślać dlaczego Tora milczy na ten temat, wymyślać takie czy inne teorie ale ... Tora ma być przecież niezmienna.
Wierzę, że milczenie w Torze w takiej czy innej kwestii też jest treścią.
Nie należy go wypełniać naszymi koncepcjami ale zrozumieć.

Tak więc z jednej strony Sytuacja Mojszego nie jest najlepsza bo nie ma żadnego oparcia.
Z drugiej strony może to i lepiej bo pamiętamy że uciekał z Egiptu jako zabójca.
Może więc jego nowa rodzina?
Mojsze ożenił się z Kuszytką a Egipcjanie z Kuszytami średnio się lubili.
Nie wiem czy starożytni egipcjanie byli rasistami (kuszyci byli czarni) ale na pewno kraina Kusz nie była treścią ich sennych marzeń.
Teść Mojżesza Jitro to był Ktoś. Był mądrym człowiekiem ale niestety swoją pozycję społeczną zbudował jako ważny kapłan pogańskiego kultu.

Być może w krainie Kusz miało to jakieś znaczenie ale w Micraim? czy nie ale nie sądzę by ten "background"
 był w jakiś sposób pomocny.

Co gorsza Mojsze Rabejnu nie ma daru wymowy ani charyzmy.
Wręcz przeciwnie, jego wymowa jest ograniczona przez jąkanie się.

Z takimi darami ma przekonać społeczność hebrajczyków że mają porzucić w czorty dorobek całego swojego życia i pójść za obietnicą ufając jedynie jego słowom?
Taki człowiek ma przekonać faraona że Bóg Hebrajczyków zagiął na niego parol?

Fatalnie, naprawdę fatalnie, no dobrze ale po co ja to wszystko piszę?

Po pierwsze dlatego że bardzo lubię postać Mojszego :-)

Jest opinia (z którą się zgadzam), ze Wybór Mojszego na wyzwoliciela Izraela był spowodowany właśnie jego ułomnościami.Być może też właśnie dlatego by pokazać jego samotność Tora nie wspomina o Miriam.

Wg Rasziego, który jest jej autorem Haszem wybrał Mojszego po to by było jasne, że Izrael został wyprowadzony z Micraim za sprawą Haszema a nie za sprawą umiejętności dyplomatycznych, liderskich czy charyzmy Mojżesza.

W całej tej historii uderza mnie jedno:
nie liczą się ani możliwości fizyczne czy intelektualne danego człowieka, nie liczą się okoliczności.
Co więcej nie liczy się nawet co człowiek robi - Haszem kierował działaniami Mojszego wg sobie znanego scenariusza.

Co decyduje o tym jak potoczą się sprawy to pierwszy krok, decyzja, wola działania.
Haszem załatwia resztę wg swojego planu :-)

Ten wniosek polecam wszystkim, którzy stoją przed trudnymi decyzjami ze zbyt dużą ilością zmiennych by ogarnąć to umysłem i podjąć decyzję na podstawie tzw logicznych wniosków.

Podjąłem taką decyzję na początku czerwca angażując się w poważny projekt którego konsekwencji nie mogę przewidzieć
hehe... Tak zaczęła się dziać jakaś opowieść, akcja została zawiązana, aktorzy są na scenie,  a reszta ... zależy od Haszem.







wtorek, 12 maja 2009

How to kick out the evangelist

I see that my comment about my meeting with "Jews for Jesus" and messianism was removed.
I regret because it was more about different approaches to messianism and talking about messianism with Jews than about J4J.

This is "lost in translation".
Some anonymous censor have noticed only "incorrect" message about ministry of "Jews for Jesus"
G-d bless you. Everything what happens have some meaning.
By design this blog was about judaism. Now I see that I have to write more about "evangelization"

Therefore I'm coming again to the topic of "evangelization of Jews"
When this topic will be removed I will place the new one.
Stay tuned :-)

Dear, fellow Jews.
Do you know the feeling of humiliation when somebody tells you that your beliefs are piece of s*?
Do you know this feeling when you hear that the religion which was source of persecutions is the right choice for you?
Do you know this feeling, when somebody who knows nothing about you, nothing about your spiritual life, nothing about your religion, tries to tell you what is good, why you are wrong, and what you must do?
I know this feeling.

Here in Poland where we are so few that frequently we are target of many groups of different "evangelists".
They are real p* in the a* (ekhem... really disturbing, I mean)
I have several strategies. The choice depends on how much time I have and on the level of irritation.
Here are my tips:

1. Don't excite, stay calm, repeat some mantra to find internal calm (Shema Israel is the good one)

2. Don't assault them verbally (or any other way), you should be like Chinease: always nice, always smiling, showing respect to poor people you are talking with. (this is the most irritating for them - lack of emotional reaction)

Strategy 1. For "witness of Y."
Let them feel silly, stupid, not educated, not prepared by flooding them with quotes and questions in Hebrew or Aramaic. You can quote whatever, rabbis, Torah, Neviim, Psalms, morning news :-)
Usually they are not prepared for any serious discussion so even if you ask in English something what is out of scope of their "presentation" they feel totally lost :-/
"W. of Y." are nice people but frequently not educated. Really I like them and I respect them for their social work for poor people but sometimes they are really,really irritating...
This strategy is cruel but it works and you gain their respect. Sometimes they are coming back but they don't try to evangelize me, just guests, nice guests :-)

Strategy 2. For "J4J"
Ask them: what is the salvation? Why do they think that there is something wrong with you? Why they think that some other way is better for you? They feel confused because "salvation" is something so obvious for them that they don't thing about it. They don't have the answer. Then I'm asking them why they think that I need J.?
Usually they don't want to abuse judaism because they think that J. is kind of "upgrade" At this point they are totally lost.
BTW usually they don't know judaism at all. Their understanding of salvation and moshiyah is fully christian. They don't know the Jewish meaning of geula, tikkun olam and othey key terms.
They are Jews and they are very irritating, if you have time you can redirect them to the right path ;-)

Strategy 3. For "Mormons" I respect them but the really irritating thing is that they are coming mostly (only?) to people looking like middle class. Ask them about it.
Ask them why they dont go with "good message" to people who may realy need it - to slums, to drug dealers, bandits, prostitutes. Usually this question is the end of the discussion. If not, ask them why they don't try to go with "message of peace" to brothers in Iraq or Afghanistam. I'm sure they would appreciate it :-)

cenzura na blogspot?

Niektórzy może pamiętają mój wpis o spotkaniu z "Jews for Jesus" i parę komentarzy na temat mesjanizmu.
Jeden z komentatorów zarzucał mi że cenzuruję jego wpis.
Owszem ocenzurowałem go przede wszystkim dlatego że wstyd mi że mogą być na świecie ludzie posługujący się tak plugawym językiem. Nie chodzi mi tu tylko o wulgaryzmy ale o obrzydliwość myśli i słowa. Jeśli ktoś jest zainteresowany to wyjaśnię prywatnie o co chodzi a może kiedyś napiszę osobno tylko na ten temat.

Tym razem chcę napisać o czym innym.
Jak widać mój wpis o J4J zniknął.
Nie usunąłem go więc widać został bez słowa komentarza ocenzurowany przez providera tego bloga.
Ładnie, Ładnie...

Następny wpis będzie po to by sprawdzić czas reakcji "cenzora". Będę naprawdę wredny i napiszę po angielsku by się bidok nie męczył.

wtorek, 7 kwietnia 2009

Wschód słońca w Brisbane

Właśnie obejrzałem Birkat Hachama transmitowane dzięki uprzejmości Chabad z Brisbane w Australii.

Mają tam niegłupiego rabina. Nie pamiętam całego przemówienia ale utrwaliły mi się dwa fragmenty, które poniżej cytuję.

"Pewien filozof zapytał pewnego Żyda:
Patrzyłem w niebo przez teleskop, przez najlepszy teleskop na świecie.
Spojrzałem w niebo.
Patrzyłem tu i tam i nigdzie nie zobaczyłem Boga.
Żyd na to mu odpowiedział:
A ja wziąłem mikroskop i skrzypce. Najlepszy mikroskop na świecie.
Oglądałem skrzypce.
Patrzyłem tu, patrzyłem tam, i popatrz pan, nigdzie nie znalazłem muzyki!"


"Jak nasz praojciec Abraham, Żyd musi umieć pomiędzy liśćmi dostrzec drzewo"

"Izrael ma dwa wewnętrzne morza* - morze Galilejskie i morze Martwe, jedno pełne życia, drugie zupełnie je pozbawione. Oba zasila jedna rzeka - Jordan"

Niezłe, nie?



*tak się na nie mówi. W hebrajskim oba zwane są morzami.


Znowu święta

Dziś będzie świątecznie .. ekhem.

No to zacznę od dowcipu z brodą:

Pewnego dnia, już w drodze przez pustynię z ludem Izraela Mojsze Rabejnu stanał przed Najwyższym by przyjąć kolejne polecenia.
Tym razem jednak oto co słyszy:
"Ludu Izraela, Jak obiecałem Twoim praojcom: Izraelowi, Abrahamowi, Jakubowi zaprowadzę Cię do ziemi mlekiem i miodem płynącej..."
Tu Głos znienacka przerwał, odchrząknął i zapytał
 -  No a ty, Powiedz mi Mojsze a gdzie ty byś chciał? Do jakiej ziemi? Nu?
Mojsze bardzo się ucieszył z tego pytania ale ponieważ bardzo się jąkął trudno mu było odpowiedzieć.
Haszem, na-aj-aj ba-ar-ar-ardziej. to bym chciał dooo, doo, doo, Kaaa. Kka-aa-a,  Kaaa, do Kaa-a-aa....
Do Kanaan? - dokończył zniecierpliwiony Haszem - załatwione! Tam właśnie pójdziecie!
Do Kanady.. - dokończył cicho Mojsze Rabejnu...


Nie będę rujnował resztek humoru w tym dowcipie, wyjaśnię tylko, że Mojsze się jąkął po przygodzie jaką miał w dzieciństwie na dworze faraona.

Opowiem Wam o tej przygodzie.
Ponoć gdy był bardzo mały, najwyżej miał dwa lata, zabrano go przed oblicze faraona i postawiono przed nim złoto i węgle by wyborem wskazał swoją przyszłość. (Pamiętamy, mam nadzieję, że Mojsze był znaczącą osobą na dworze faraona)
Zamiast  sięgnąć po dobra doczesne dziecko sięgneło po węgielek i jeszcze zanim poczuło ból już węgielek wpakowało sobie do gęby.
Ekhem.. koszmarne.

Jak ktoś ma dzieci w tym wieku (a ja mam) to wie o czym mówię. Jednym z najgorszych koszmarów rodzica jest, że jego dziecko wpakuje sobie coś do gęby i zrobi sobie krzywdę. To że moja córeczka jak dotąd do gęby nic nie pcha nic nie zmienia w tej kwestii.

Tak więc Mojsze pokaleczył się dotkliwie i wybrał tym samym przyszłość odmienną niż karma dla krokodyli co zapewne spotkałoby go gdyby sięgnął po faraońskie złoto.
Jak się później okazało wybrał przyszłość wygnańca, proroka i lidera ludu Izraela.

No i co z tego wynika?
... Że trzeba uważać na dzieci? No fakt. Nie upilnujesz dzieciaka i potem jeszcze jakiś prorok może z niego wyrosnąć.
... Nie brać kasy od bandziorów? Też prawda. Na filmach pokazują że zawsze się to źle kończy.
Jeszcze jedno z tego wynika. To oczywiste - Jak się wkłada do buzi niebezpieczne przedmioty to może się źle skończyć :-)

Mojsze na skutek swojego wyboru miał bardzo pokaleczone usta i ponoć stąd pochodzącą poważną wadę wymowy.

Nie wiem jak to było w czasach faraonów ale pamiętam i pewnie wy też pamiętacie z dzieciństwa, że najbardziej przechlapane miał właśnie jąkąła.
Nie dość, że nie miał szans na to by spojrzała na niego jakaś dziewczyna to jeszcze nie był akceptowany przez chłopaków a często był obiektem drwin, zaczepek a jeśli chodzi o wspólne zabawy to najwyżej mógł piwo donosić (oczywiście pod warunkiem że sam je kupił)
Biedny Mojsze....

Mojsze jąkał się, a jak wiemy z Tory poza tym był niezdecydowany i rozlazły.
Krótko mówiąc prawdziwy facet z krwi i kości, jakiego możemy spotkać w każdym supermarkecie ;-)

Chwila moment! Rega, rega! Czy na pewno chodzi o tę samą osobę? Mojsze rabejnu, który wyprowadził lud Izraela z niewoli miał być jąkąłą?
A i owszem. Co więcej midrasz tłumaczy, że właśnie DLATEGO Haszem wybrał go na proroka i lidera ludu Izraela.
Co proszę?
Hoho, to nie wszystko.

Wiemy już że był jąkałą i że miał "problem z decyzyjnością" ale to nie wszystko.
Szanowni Państwo, wbrew temu co pokazują durne filmy Mojsze dzieła swojego życia dokonał jako zmęczony życiem, pokręcony starzec!

czujecie klimat?


Tu przerwę bo idę obejrzeć błogosławieństwo słońca które właśnie zaczyna Chabad w Brisbane.

CDN


poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Ekonomia po nowemu

Chcę się z Wami podzielić paroma obserwacjami dotyczącymi "Nowej Ekonomii".

Temat jest szczególny ponieważ sam właśnie szukam "new opportunities", a moja specjalizacja czyli budowanie i zarządzanie nowymi organizacjami zależy właśnie od tego co będzie się działo na świecie w najbliższych miesiącach.
Tak sobie patrzę, obserwuję i staram się zrozumieć co się do czorta dzieje?
Obserwuję bardzo ciekawe i bardzo pouczające zjawiska.
Nazwałem je roboczo "Nową Ekonomią" ponieważ mam wrażenie że mamy do czynienia z czymś ... co chyba nie występuje w podręcznikach.

Zacznijmy od tego, że wszystkie efekty "fali uderzeniowej" po pęknięciu bańki z "subprime credits" są ..... najpierw zjawiskami psychologicznymi, a dopiero na ich skutek ekonomicznymi. Fatalnie, prawda?
To zupełnie nie to czego nas uczono.
Nie uczyli? Oj, niedobrze.

Czytałem wiele, naprawdę porządnych opracowań próbujących objaśnić dlaczego wszyściuteńko nam się pochrzaniło.
Pisali je naprawdę świetni fachowcy.
Taki fachowiec to potrafi tak napisać artykuł o tym, co wszyscy znamy, tyle  nowości przed nami odkryć, że nie dość, że wątpimy w to że cokolwiek naprawdę do tej pory rozumieliśmy, to jeszcze na wszelki wypadek zaczynamy wątpić w to, że cokolwiek już rozumiemy i kiedykolwiek zrozumiemy.
Nawiasem mówiąc stąd biorą się konsultanci,którzy na naszym zwątpieniu ciężko pracują na swoją kromkę chleba.
Jak widać taki fachowiec spełnia ważną rolę społeczną.

Ale ja nie o tym.
Ważna rola społeczna to jedno a drugie to fakt, że pragnąc dojść do konstruktywnych wniosków dochodzimy do wniosku... że doszliśmy donikąd.
Żaden z mądrych artykułów i analiz nie przedstawił nam sprawy w sposób użyteczny. Ile byśmy nie przeczytali nie jesteśmy ani na jotę mądrzejsi.
Nie ma w tym winy fachowców. Za bezradnością wobec kryzysu nie stoi związek zawodowy konsultantów, ani politycy prawicy, ani lewicy, ani banki, ani lobby naftowe, ani Chińczycy,  ani Żydzi, ani cykliści.
To po prostu NOWA EKONOMIA.

Nowość polega na tym, że o ile jesteśmy w stanie zrozumieć mechanizmy ekonomiczne i skutecznie na nie zareagować, to jasno widzimy, że o zmianach decydują przesłanki psychologiczne, nieekonomiczne i nieracjonalne (chyba że za racjonalne uznać decyzje podejmowane np. ze strachu przed radą nadzorczą a nie z przyczyn ekonomicznych)
Nie bardzo wiadomo jak sobie z nimi radzić.

Z nową ekonomią jest problem.
Jak sprawić by CFO kierował się dobrem firmy a nie wysokością słupków?
Jak przekonać prezesa by w imię długoterminowych korzyści rozdrażnił akcjonariuszy?
Jak przekonać członków rady nadzorczej że za przeproszeniem dam, mają włożyć jaja w imadło i zwiększać inwestycje wtedy gdy inni je redukują?

Chyba nikt jeszcze nie ma na to odpowiedzi. Bardzo jestem ciekaw czy odpowiedzią na "Nową Ekonomię" będzie "Nowa Psychologia Zarządzania" czy może "Nowa Organizacja".
Obawiam się tylko, że jak to wszystko będzie już za nami, a jeśli to zjawisko psychologiczne to zapewne będzie szybciej niż byśmy się spodziewali, szybko zapomnimy lekcję.
Wierzymy, że różne globalne instytucje ustanowione są by dbać o gospodarkę światową. Po G20 wyczytałem że dostaną więcej pieniędzy.
Świetnie! Skoro nagradzamy je za brak skuteczności, myślenia i chęci to zapewne naturalnie wierzymy, że za nas odrobią pracę domową i za nas będą dbać o nasze interesy. "Żielieznaja Łogika"
Do następnego razu.

Dedykuję ten wpis Eli Goldrattowi a zainteresowanym polecam jego arcyciekawy wykład na temat obecnej sytuacji ekonomicznej "A matter of choice"

http://www.toc-goldratt.com/index_TV.php?cont=647&p=1





Nowe czasy

Ekhem. Ponoć idą nowe czasy
Nowe czasy i w ogóle różne strachy i generalnie zawracanie gitary.
Nie chcę cytować tu tytułów z gazet bo się od tego na nerwach slabowity.

Że niby pękam?
Chłopak z Muranowa nie pęka!
Mnie to wk*! Ta mnie to wk*, że aż mnie roznosi i straszne rzeczy przychodzą do głowy!

Muszę się przyznać że generalnie ludziom dobrze życzę.
Ostatnio jednak dziennikarze - ci od ekonomii tak szybko tracą u mnie notowania, tak szybko, że z pozycji "istoty myślącej" już spadli (i lecą dalej). I już wcale im dobrze nie życzę. Wręcz przeciwnie

Generalnie to ja właśnie w temacie psychologii kryzysu ale nie na temat dziennikarzy ale tak bardziej filozoficznie niby :-)
Konkretnie w niniejszym temacie skojarzył mi się taki wierszyk

"Szin is Szabes, Taw is Tojre,
Gej awek cholere ale,
Ich bin do, ich hob nit mojre."

To cytat z końcówki nieco debilnego tokszoła "Der jidiszer alefbeijs"
Czasem bywa że w takich głupotach trafia się perełka mądrości.
A czemuż to niby takie mądre?

Abo temu, że pokazuje co się liczy i jak zrobić by nie człowiekowi nie odbiło od czytania dużych literek w gazetach, o nowych czasach i innych pierdół.

Owszem, nowe czasy, giełda, ekonomia, tak, tak, dramatycznie się to zmienia.
Że pędzi? A niech se pędzi w cholerę jak mu tak śpieszno!

Dlaczego nie przeżywam? Już wyjaśniam.
Trzeba tylko .... zmienić układ odniesienia :-)
Niby oczywiste ale zróbmy to.
Układ odniesienia, ten drobiazg sprawia, że zmienia się cały nasz wszechświat
Ludzie, Ludziska! Narodzie ! Dyć to nie my biegniemy przez świat ale on pędzi wokół nas!

Po co się nerwować? Spokojnie, ludziska, przecież mamy Szabes i Torę, mamy nasze punkty odniesienia. 
Chcecie jeszcze coś wiedzieć fajnego?
Szabes i Tora nie zależą od ruchów na giełdzie, cen ropy i surowców!
Nie zależą też od kredytów, wzrostu cen nieruchomości!

Przeżyliśmy jako lud Izraela 5 tysięcy lat gdy wokół nas powstawały i ginęły kraje, narody, religie, nie mówiąc już o koncepcjach politycznych i ekonomicznych.
Przeżyliśmy bo mamy stały punkt odniesienia.

No i co tu się denerwować?

Z Torą to niby oczywiste: Tora kształtuje wzorce moralne i społeczne - jest naszym kręgosłupem, niezależnie od tego jakie akurat mody panują dookoła.

Ale Szabes? Dlaczego właśnie Szabes?

Już wyjaśniam. Szabes to zupełnie wyjątkowa sprawa. Szabes jest niezwykłym darem.

Wyjaśnię na przykładzie. Szabes jest jak statek kosmiczny, no może też trochę jak maszyna czasu.
Dzięki niemu aż raz w tygodniu, 52 razy w roku możemy znaleźć się w innym wszechświecie i (hoho!) poza czasem.

Szabes podkreśla nasze wyodrębnienie "wyjmując" nas z otaczającego, rozpędzonego świata i oszalalego czasu.

Szabes to obszar czasu świętego, wyodrębnionego, przedwiecznego.

Trudno to opisać logiką kalendarza.
Podchodząc od tej strony mamy problem bo Szabes nie łączy się ani z piątkiem, ani z niedzielą. A to feler! 

Szabes jako czas święty łączy się tylko z innym Szabatem.
Tak dokładniej rzecz ujmując łączy się z wszystkimi innymi Szabatami - i tym przed tygodniem, i tym przed trzema tysiącami lat.
Szabes unosi nas w ten pozaczas gdzie jesteśmy razem z naszymi przodkami i potomkami - przed stu, tysiącem czy trzema tysiącami lat

Ich bin do, ich hob nit mojre -  jestem tu i się nie boję.
Nie jesteśmy nieświadomi.
Nie jesteśmy samotni, porzuceni.
Nie jesteśmy wykorzenieni i rzucani przez los gdzie popadnie
Nie jesteśmy ofiarami okoliczności.
A bać się to można tylko Najwyższego


No cóż... idą nowe czasy...
No cóż... jak zwykle

Poniżej cytowany tokszoł:



ABC em Yidish - Alef Bet in Yidish